poniedziałek, 28 stycznia 2013

Czy to jawa czy to sen - sukienkowa wybranka

Szczęśliwa, że sen podpowiedział mi jakiej sukienki podświadomie pragnę wyruszyłyśmy z A na podbój :) Jako, że jestem w ciągłym biegu to i tak wyglądały nasze poszukiwania. Tego dnia kiedy umówiłam się na przymiarki, byłam z kolegą na placu budowlanym pomóc wykonać pomiary... a jako że ja wszystko robię od serca, dokładnie i z poświęceniem, widać to było od stóp do głów - cała w kurzu i błocie ;) ale cóż poradzić skoro termin zaklepany. I taka umorusana z głową zadartą do góry wkroczyłam do akcji. Panie na mój widok różnie reagowały, choć nie rozumiem, bo przecież nie przymierzałam sukienek na robocze ubrania ;) Trafiłyśmy w końcu do miejsca gdzie wynalazłyśmy moją wyśnioną sukienkę, a nawet dwie. Były one zawiązywane na szyi, jedna z koronkowymi dodatkami, a druga z cekinami. Pierwsza miała śliczny tył, wręcz cudowny, bajkowy. Ale przód zbyt zabudowany. Podejrzewam, że to wina mojego biust, a raczej jego braku i stąd źle to leżało;)Druga znowu miała ładny przód, ale tył mało zachwycający... Gdyby tak można z tych dwóch stworzyć jedną byłoby idealnie :) Ale nie ma co narzekać. Pierwsza sukienka mogłaby ewentualnie być ( jej atutem była również cena 1600zł za nowy model, ale wyprzedażowy). To pamiętam działo się w poniedziałek. Z kolei na sobotę byłam umówiona w ostatnim salonie. Moja A później mi zdradziła, że od samego początku wiedziała tam coś wybiorę ;) I ja też tak czułam, choć z tego względu, że tam po prostu był duży wybór. 
W sobotę 15 września 2012, od razu po tańcu wskoczyłam na rower i spocona, lekko ziajana dotarłam na czas na przymiarki. Tydzień wcześniej przeglądałyśmy katalogi, wstępnie zaznaczając co będę chciała przymierzyć, aby Pani sprzedawczyni mogła wszystko naszykować. Upatrzonych sukienek miałam cztery

Główną faworytką była takowa suknia, wiązana z tyłu, więc pomyślałam, że ewentualnie te ramiączka nie muszą być: 

Moja A się trochę spóźniała, więc ja już zaczęłam mierzyć. Na pierwszy rzut poszły koronki. Całkiem ładna, prosta, skromna, ale w moim mniemaniu za bardzo dziewczęca... w tym dniu mogę trochę poszaleć i przebrać za dojrzałą kobietę ;)



Kolejna ładna na zdjęciu, ale z bardzo sztywnego materiału, który mi przeszkadzał w poruszaniu:


Była także suknia z "wyśnionym" wiązaniem ( brakowało jej tylko diamentów ;) )
W międzyczasie przyszła moja doradczyni, więc ponownie te trzy kreacje przymierzyłam, zaczynając od koronkowej. Pomimo, że wszystkie suknie miały swój urok, to wciąż nie było "to". Wtedy Ekspedientka przyniosła coś, co w pierwszej kolejności odrzuciłam - suknię bez ramiączek, na zamek, a na dodatek kremową. Pomyślałam sobie "nie ma szans, niby na czym ma mi się to utrzymać?!". Ale nie zaszkodzi przymierzyć. W końcu mam zarezerwowaną całą godzinę ;) Ponownie odbyłyśmy za "kurtyną" rytuał monotowania sukni, dociągania żeby jako tako na mnie leżała i wyszłam pokazać się przyjaciółce. Chwila ciszy po czym nastąpił ten znak. Objawił się on w oczach mojej przyjaciółki. Błysk, może i lekka łza... coś co mówiło "jaka jesteś piękna". Mnie osobiście podobała się większość sukien, ale żadna do mnie za specjalnie nie krzyczała. Ale ta za to przemówiła niczym grom z nieba. Wyglądałam w niej poważnie, bardziej zmysłowo, intymnie, romantycznie, kobieco, bez zbędnych falbanek czy świecidełek... spojrzałam w lustro i pomyślałam "całe szczęście, że mnie znalazłaś, bo ja bym w życiu sama na to nie wpadła". W momencie przestało mnie obchodzić, że jest bez ramiączek. Okazało się, że mój sen był potrzebą szybkiego "załatwienia sprawy" i pozwolił mi zmobilizować się do poszukiwań. Za resztę odpowiada dobre oko Pani w salonie i uczucia jakie wywołała suknia u mojej A, za co obu Paniom dziękuję :)

A oto sprawczyni całego zamieszania La Sposa Fanal 2013:



Od razu wpłaciłam zaliczkę powiadamiając narzeczonego, że niestety, ale nie ujrzy sukni bo już jest kupiona i co najwyżej pokażę ją na necie ;) Wychodząc z salonu uświadomiłam sobie jedną rzecz - zapomniałam przymierzyć suknię, którą obstawiałam jako nr jeden... cóż widocznie nie było jej pisane ;)

czwartek, 10 stycznia 2013

"W pogoni za ślubną sukienką"

Należę do kobiet, którym ciężko dogodzić w zakresie mody ;) Mam zasadę kupowania na "pierwszy rzut oka", co nie oznacza, że łapię za byle co i lecę do kasy. Oj nie... wchodząc do sklepu wpierw się rozglądam stojąc przy drzwiach. Jeżeli nic nie przykuje mojej uwagi po prostu wychodzę. Być może jest tak dlatego, że nie lubię spędzać dużo czasu na zakupach, bądź mam wyszukany gust lub po prostu go nie mam ;) Ale kiedy już coś zauważę to oznacza, że ten sklep być może kryje w sobie jakieś skarby. Wtedy dopiero zaczynam buszować :) Czasem od razu coś mi zapadnie w pamięci i nie ma szans, żebym kupiła coś innego. Musi być to i koniec. Z sukniami ślubnymi podobno powinno być tak samo. Wydrukowałam listę wszystkich salonów w moim mieście i ruszyłam z przyjaciółką na podbój. O rety ile tego było. Całe szczęście, że część sklepów była skumulowana w jednym miejscu, bo po prostu mi się nie chciało przemierzać tyle kilometrów, niczym Frodo we Władcy Pierścieni. Wcześniej nie przeglądałam zbytnio sukien na Internecie. Modelkom zazwyczaj we wszystkim jest ładnie ;) a to co dobrze leży na jednej dziewczynie niekoniecznie wzbudzi zachwyt na drugiej i odwrotnie. Tak więc rozpoczęłyśmy swoją wędrówkę trzymając się zasady "albo coś wpadnie do oka albo wychodzimy". Niektóre kroje po prostu nie są w moim stylu. Na pewno nie chciałam nic pstrokatego ( żadnych cekinów, chyba że byłyby subtelne). Dzięki temu dość szybko przemierzałyśmy od butiku do butiku. Na szczęście obie myślimy podobnie (choć moja A. uwielbia kwiatuszki i wiedziałam że będzie się nimi kierować;)) to nie zastanawiałyśmy się zbytnio nad modelami. Dużą pomocą są też ekspedientki, bo najnormalniej w świecie nie wiedziałam czego szukam. Sporo sukien jest pięknych, a przecież nie jestem w stanie ich wszystkich przymierzyć. Jak Pani była niechętnie nastawiona na kolejną niezdecydowaną pannę młodą to szybko wychodziłyśmy. I tak chodziłyśmy od sklepu do sklepu przez trzy dni, od czasu do czasu coś przymierzałam. Miałam na sobie i krój zwany księżniczką i w kształcie syrenki czy litery A i z koronką i gładką, z pierzastym dołem i marszczonym... ale to nie było to. Zmęczona całym dniem dość szybko poszłam spać rozmyślając o białych sukniach... I wtedy przyśniła mi się ona. Długa do ziemi, subtelna, obcisła, z lekko rozszerzanym dołem, wiązana na szyję. Jedynym problemem był materiał, gdyż była wykonana z diamentów ;) ale przynajmniej teraz będę wiedziała czego szukać, czego pragnę. Szybko namalowałam w paincie i przesłałam mojej A. co podpowiada mi moje wewnętrzne "ja" (podkreślam słowo "szybko" i w "paincie" :D). Kolejny dzień poszukiwań skupiony był na sukience ze snu...