czwartek, 10 stycznia 2013

"W pogoni za ślubną sukienką"

Należę do kobiet, którym ciężko dogodzić w zakresie mody ;) Mam zasadę kupowania na "pierwszy rzut oka", co nie oznacza, że łapię za byle co i lecę do kasy. Oj nie... wchodząc do sklepu wpierw się rozglądam stojąc przy drzwiach. Jeżeli nic nie przykuje mojej uwagi po prostu wychodzę. Być może jest tak dlatego, że nie lubię spędzać dużo czasu na zakupach, bądź mam wyszukany gust lub po prostu go nie mam ;) Ale kiedy już coś zauważę to oznacza, że ten sklep być może kryje w sobie jakieś skarby. Wtedy dopiero zaczynam buszować :) Czasem od razu coś mi zapadnie w pamięci i nie ma szans, żebym kupiła coś innego. Musi być to i koniec. Z sukniami ślubnymi podobno powinno być tak samo. Wydrukowałam listę wszystkich salonów w moim mieście i ruszyłam z przyjaciółką na podbój. O rety ile tego było. Całe szczęście, że część sklepów była skumulowana w jednym miejscu, bo po prostu mi się nie chciało przemierzać tyle kilometrów, niczym Frodo we Władcy Pierścieni. Wcześniej nie przeglądałam zbytnio sukien na Internecie. Modelkom zazwyczaj we wszystkim jest ładnie ;) a to co dobrze leży na jednej dziewczynie niekoniecznie wzbudzi zachwyt na drugiej i odwrotnie. Tak więc rozpoczęłyśmy swoją wędrówkę trzymając się zasady "albo coś wpadnie do oka albo wychodzimy". Niektóre kroje po prostu nie są w moim stylu. Na pewno nie chciałam nic pstrokatego ( żadnych cekinów, chyba że byłyby subtelne). Dzięki temu dość szybko przemierzałyśmy od butiku do butiku. Na szczęście obie myślimy podobnie (choć moja A. uwielbia kwiatuszki i wiedziałam że będzie się nimi kierować;)) to nie zastanawiałyśmy się zbytnio nad modelami. Dużą pomocą są też ekspedientki, bo najnormalniej w świecie nie wiedziałam czego szukam. Sporo sukien jest pięknych, a przecież nie jestem w stanie ich wszystkich przymierzyć. Jak Pani była niechętnie nastawiona na kolejną niezdecydowaną pannę młodą to szybko wychodziłyśmy. I tak chodziłyśmy od sklepu do sklepu przez trzy dni, od czasu do czasu coś przymierzałam. Miałam na sobie i krój zwany księżniczką i w kształcie syrenki czy litery A i z koronką i gładką, z pierzastym dołem i marszczonym... ale to nie było to. Zmęczona całym dniem dość szybko poszłam spać rozmyślając o białych sukniach... I wtedy przyśniła mi się ona. Długa do ziemi, subtelna, obcisła, z lekko rozszerzanym dołem, wiązana na szyję. Jedynym problemem był materiał, gdyż była wykonana z diamentów ;) ale przynajmniej teraz będę wiedziała czego szukać, czego pragnę. Szybko namalowałam w paincie i przesłałam mojej A. co podpowiada mi moje wewnętrzne "ja" (podkreślam słowo "szybko" i w "paincie" :D). Kolejny dzień poszukiwań skupiony był na sukience ze snu...


6 komentarzy:

  1. Już czwarty rok żyję bez ślubu, bo moje marzenie o sukience kręci się na razie koło ostatniego obrazka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I się znalazła:)?
    ja jak szukałam swojej miałą jedną ze snu po czym okazało się, że inna do mnie przemówiła jak tylko ją zobaczyłam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazła znalazła, ale o tym w kolejnym poście ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak też uczynię jak tylko ogarnę ten pędzący czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie pokaż co wyszło z tych projektów senno-paintowych! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Obiecuję dziś nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń