niedziela, 15 lipca 2012

Pory roku

Wracając na rowerze do domu numer dwa ( dom narzeczonego ) przejeżdżam przez lasek. Krótki odcinek, ale niesie ze sobą ogrom wrażeń. Na wjeździe buchnął we mnie zapach wiosny. To było coś cudownego. Śpiew ptaków, letni zefirek, ten charakterystyczny tuż przed nadejściem lata... jadąc dalej poczułam zapach liści brzozy. Jako jedna z nielicznych wciąż dźwiga swoje kolorowe liście, przedłużając urok jesieni. W głębi lasku istny atak lata. Słońce przebiło się przez korony drzew, ogrzewając twarz pełną swoją mocą... Uwielbiam wszystkie pory roku. Jednak na ślub wybraliśmy lipiec licząc,że będzie ciepło, niebo bezchmurne, a goście weselni będą mogli wyjść na podwórze odetchnąć. I dla nas będzie łatwiej... mniej warstw ubrań, nie zmarznę w sukni, gdyż plecy nie są zakryte, a ja nie należę już do ciepłokrwistych. Ale jeśli będzie burzowo, deszczowo, to cóż poradzić... taki urok matki natury. Zima jakkolwiek jest cudowną, romantyczną porą roku, to nie wybrałabym jej na ślub. Człowiek jest wtedy wyciszony, troszku bardziej leniwy i woli siedzieć w przytulnym ciepłym domu. A tyle jest przecież do załatwiania.... Mam zamiar sama przystroić kościół, więc i kwiaty zimą miałby u mnie ciężki żywot ze względu na tropikalną temperaturę w pokoju. A po wiosennym rozbudzeniu nabiera się energii, dzięki której jest się w stanie góry przenosić :) Choć bywa zdradziecko...nagłe ataki zimy w maju powodują, że nie wiadomo czego się spodziewać... Wolę już letni skwar i klimatyzację na sali, jak chłód w kościele i nadzieję, że włączą ogrzewanie w okresie niegrzewczym... Być może uda się zrobić poprawiny następnego dnia na własnym podwórku? Ciekawe czy nam się poszczęści i będziemy zadowoleni z tej decyzji :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz